piątek, 27 lipca 2012

Kompot z rabarbaru


Żar leje się z nieba, czegóż ci więcej do szczęścia potrzeba? Pozwólcie, że od tego jakże na czasie rymu zacznę mój dzisiejszy wpis.

Ostatnio pogoda nas rozpieszcza i przynajmniej u mnie wywołuje syndrom chęci wygrzania się na zapas. Najchętniej usiadłabym gdziekolwiek na słońcu i po prostu wchłaniała jego promienie. Och, gdyby można w ten sposób spędzać całe dnie po prostu wdychając zapach lata. I gdyby tego prawdziwego lata było jeszcze więcej w tym roku. Oj, nie obraziłabym się, 
a Wy?

Dlatego dzisiaj przedstawiam Wam,  Drodzy Czytelnicy, wręcz mini przepis, który zawsze kojarzy mi się z upałami 
i wakacjami. Pamiętam z dzieciństwa, że właśnie w tym czasie moja mama gotowała bardzo często różne kompoty i to był nasz ulubiony napój w dzieciństwie. Być może moja mama by powiedziała, że jako dziecko wcale nie chciałam pić tego kompotu, ale ja go wspominam bardzo dobrze i słabość do niego pozostała mi aż do teraz i nie sądzę, by przeszła mi kiedykolwiek.

W pewnym momencie na studiach moje upodobanie do tego napoju zmieniło się niemal w uzależnienie. Przez jakiś czas można mnie było codziennie spotkać w akademikowej kuchni gotującej kompot z jabłek. Zdarzyło się nawet, że pewna dziewczyna spytała mnie czy odżywiam się tylko nim. No cóż, są takie chwile, kiedy do szczęścia wystarcza mi tylko szklanka tego napoju i morze słońca, ale zazwyczaj lubię do tego dorzucić coś dobrego do jedzenia.
 
Kompot z rabarbaru:

Kilka sztuk świeżego rabarbaru
Cukier – w moim wykonaniu maksymalnie pół szklanki
3-5 goździków
Cynamon – najlepiej w postaci kawałka kory

Do największego garnka jaki mam wrzucam obrany i pokrojony na kawałki rabarbar i zalewam wodą. W zależności od upodobań i wielkości gara, którym dysponujemy można dać więcej lub mniej rabarbaru. Oczywiście im więcej rabarbaru tym kompot ma bardziej wyraźny smak.

Dorzucam do tego goździki i cynamon. Jeśli akurat nie posiadam go w postaci kawałków kory dodaję zmielony, jednak taki spowoduje, że w kompocie pojawi się zawiesina z  przyprawy, co nie każdemu może odpowiadać.

Kiedy rabarbar zacznie się rozpadać przy gotowaniu uznaję, że kompot jest gotowy i go dosładzam minimalną ilością cukru, ale moją zasadą jest nie dawać więcej niż pół szklanki. Lubię, kiedy jest cierpki i tylko trochę słodki.



Rozmarzyłam się… Może to kwestia lata, może kompotu z rabarbaru, a może Kasi Nosowskiej… No cóż, jutro trzeba będzie ugotować kolejny kompot, tym razem ze śliwek i korzystać z pogody ile tylko się da.



  

Prawa autorskie do zdjęć oraz treści wpisów należą do autorki bloga. Jeśli chcesz zacytować fragment wpisu proszę o podanie źródła i kontakt mailowy kuchnia.poli@gmail.com.

7 komentarzy:

  1. No i znowu bez mięsa. Paulino zaproponuj nam w końcu coś co nadaje się do jedzenia przez rasowego mięsożercę. Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Do kompotu z rabarbaru można dodawać agrest, truskawki, ale mięso? Bałabym się takiego eksperymentu ;)

    Myślę jednak, że nadejdzie w końcu taki dzień, kiedy na tym blogu pojawi się jakiś wpis z mięsem. Co prawda nie będzie ich zbyt wiele, ponieważ nie jem go często. Ale bądź cierpliwy Mateuszu ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Paulinko, ja też poproszę coś z mięskiem. Może być kurczaczek lub karkówka... Zapraszam Ciebie do siebie w przyszłym tygodniu na lekką kolację z kurczakiem na balkonie. Czy przywieść Tobie pierniki?

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzę, że mięsożercy zawiązali sojusz ;) Tak jak pisałam niedługo pojawi się wpis z mięsem.

    Chętnie przyjdę na kolację, bo choć zaproszenie pochodzi od Anonima domyślam się kto się za nim kryje ;) I bardzo proszę o pierniki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poproszę o przepis z mięsem :) Następnym razem mam nadzieję, że zjemy kolację na balkonie :)

      Usuń
  5. Ciepły, letni dzień i zimny kompot:) Przygotuję po pracy

    OdpowiedzUsuń
  6. Makaron z kurkami próbowałam, ciasteczka też, a i pasta z bakłażana - wszystko pyyyyycha. Tylko tego kompotu jeszcze nie miałam okazji skosztować :(

    Ania

    OdpowiedzUsuń